Tylko sie we mnie nie zakochuj

Tylko sie we mnie nie zakochuj

sobota, 7 grudnia 2013

Jest tyl­ko jed­no szczęście w życiu, kochać i być kochanym.

Najważniejszy mecz w sezonie. Gwizdek. Akcja. I taaak! Mamy to! Resovia Mistrzem Polski! Chwila ciszy, gdy podawane jest nazwisko najlepszego zawodnika meczu, którym został.. Michał Kubiak! Mój Michaś.. Patrzyłam na niego z dumą jak odbiera statuetkę z uśmiechem na twarzy. Mokry od szampana i z konfetti przyklejonym do ciała dziękuje kibicom. Mimo tego, że z jego powodu drużyna została ukarana żółtą kartką bo wdał się w niepotrzebną dyskusje z sędzią - był dzisiejszym bohaterem, który poprowadził drużynę do zwycięstwa. Trzy najlepsze drużyny stały teraz na podium i czekały na wręczenie medali. Po całej ceremonii czekałam na Miśka obok trybun. Podbiegł do mnie i mnie przytulił.
- Wygraliśmy! - krzyknął, cały rozpromieniony. Popatrzyłam na niego, chcąc zobaczyć jego radość. To w nim podobało mi się najbardziej. Gdy się cieszył w oczach pojawiały mu się radosne iskierki szczęścia, a w policzkach słodkie dołeczki.
- Nie mogło być inaczej.. - powiedziałam. - No to co? Idziecie świętować?
- Idziemy. - westchnął bo emocje powoli z niego schodziły.
- Mam na ciebie czekać w domu? - spytałam, ale po chwili dodałam. - Nie no.. Głupie pytanie.. Tylko grzecznie.
- Ale ty idziesz z nami. - powiedział, łapiąc mnie za rękę. - Ustaliliśmy, że bierzemy ze sobą żony bo nie każdy ma tak cudowną kobietę jak ja, która pozwoli mu iść samemu świętować.
- Widzisz jakim jesteś szczęściarzem.. - zaśmiałam się lekko.
- Największym na świecie. - przytaknął mi, całując mnie w nos.
- Koniec czułości. - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam Olę, dziewczynę Pita, która stała i kręciła głową. - Leć do szatni bo nie będziemy na ciebie czekać, a ty - zwróciła się tym razem do mnie. - Idziesz ze mną do reszty, która czeka przed halą. - pociągnęła mnie za rękę i bez słowa ruszyłam za nią.
- Gdzie idziemy? Do jakiegoś klubu? - spytałam.
- Nie wiem.. Pewnie tak, ale to Igła jest organizatorem wszelkiego rodzaju zabaw i imprez. - wzruszyła ramionami i pchnęła drzwi główne Podpromia. - Muszę cię uprzedzić, żebyś nie oczekiwała zbyt wiele od dzisiejszego wieczoru. Chłopaki przez świętowanie rozumieją omawianie co było dobrze, a co źle w trakcie meczu. Wspominają najciekawsze akcje i ogólnie przez całą imprezę jest jeden temat.
- Serio? - jęknęłam. Cóż.. Zapowiadał się cudowny wieczór. Po 20 minutach dołączyli do nas zawodnicy, którzy odświeżeni wciąż byli w świetnych nastrojach. Postanowiliśmy, a raczej Igła zarządził to, że pójdziemy do klubu w pobliżu Podpromia. Wszyscy razem, dużą grupką przemierzaliśmy rzeszowskie ulice. Z Michałem szliśmy w samym środku rozmawiając ze wszystkimi dookoła, jednak cały czas trzymając się za ręce. Pierwszy raz byłam w tym klubie do którego weszliśmy. Myślałam, że znam wszystkie miejsca tego typu w Rzeszowie, a jednak okazało się, że nie. Zajęliśmy wolny stolik, chyba ostatni jaki został i zamówiliśmy pierwszego szampana. Tak jak ostrzegała mnie Ola jedynym tematem był mecz. Siedziałam, zresztą tak jak pozostałe dziewczyny i słuchałam ich podekscytowanych głosów.
- Może pójdziemy zatańczyć? - spytałam cicho Michała, który pochłonięty był rozmową z Pitem na temat żółtej kartki, którą dostał w dzisiejszym meczu. Jego zdaniem było to po prostu niesprawiedliwe i nie mógł się z tym pogodzić.
- Chwileczkę.. - odparł i wrócił do dalszej konwersacji. Popatrzyłam na Olę, która nawet nie próbowała przerywać Pitowi. Skinęłam głową w stronę parkietu, a ona z ulgą wstała. Dołączyłyśmy do tańczących par i zaczęłyśmy kołysać się w rytm muzyki. Po chwili dołączyła do nas dwójka facetów, którzy bez słowa zaczęli tańczyć obok nas. Nie minęły nawet 3 minuty, gdy obok mnie pojawił się Michał, a Pit już obejmował Olę. Ahh ta zazdrość.. pomyślałam i zaśmiałam się w duchu. Wtuliłam się w ramiona Miśka bo akurat leciała wolna piosenka. - Zmywamy się stąd? - spytał, patrząc na mnie.
- Nie chcesz zostać z kolegami?
- Szczerze? Mam ochotę położyć się z tobą pod kocem i włączyć jakąś komedie..
- No to w drogę. - odparłam bez namysłu. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i wyszliśmy z klubu. Na dworze zdążyło się zrobić chłodno więc nałożyłam marynarkę a Michał objął mnie ramieniem. - Pogodziłeś się z żółtą kartką? - spytałam, czekając na to, aż wybuchnie.
- Nie bo nie zasłużyłem na nią. Sama dobrze widziałaś, że był blok i to przed jego nosem.. - wycedził, a ja się tylko zaśmiałam. Uwielbiałam gdy się złościł.
- Kochanie, krzyczałeś tak głośno, że twoje przekleństwa słyszałam na trybunach.. - powiedziałam cicho.
- Bo się zdenerwowałem. Człowiek stara się jak może, a jakiś ślepy idiota.. - przerwałam mu pocałunkiem. Stanęliśmy na środku chodnika, nie przejmując się tym, że obok nas przechodzą cały czas ludzie. - Potrafisz mnie uspokoić.. - mruknął, gdy odsunęliśmy się od siebie, a ja jedynie się zaśmiałam.

Kolejne dni mijały nam zdecydowanie zbyt szybko. Michał, mimo tego, że nie chciał nawet słyszeć o przyjęciu powołania do kadry ostatecznie dał się przekonać. Nie chciałam, żeby z mojego powodu rezygnował z kariery i rozwoju. Za to ja miałam więcej czasu na przygotowania do matury. Nie widziałam sensu w tym, żeby do niej podchodzić, ale sama zdecydowałam się na to, żeby prowadzić normalne życie dopóki mogę. Przynajmniej nie odczuwałam tak wielkiego stresu jak moi znajomi. Nie spali, nie jedli, nie wychodzili z domu. Wciąż się uczyli, próbując zapamiętać po kilka rzeczy na raz. Ja nie miałam takiego problemu. Wyniki były mi obojętne. Chciałam tylko skończyć szkołę. Inaczej podchodził do tego Michał. Codziennie dzwonił do mnie ze Spały sprawdzając czy się uczę. Nie miał natomiast takiego problemu w weekendy kiedy spędzaliśmy 24 godziny na dobę razem. W końcu nadszedł początek maja, a wraz z nim egzaminy. Byłam zadowolona. Jak się okazało pamiętałam dość sporo z tych 3 lat nauki i wydawało mi się, że poszło mi całkiem nieźle. Michał dostał tydzień wolnego i dzięki temu odwiedziliśmy dwa pozostałe miejsca, które chciałam zobaczyć. Potem razem spędzaliśmy jedynie weekendy. Razem z rozgrywkami w Lidze Światowej rozpoczęły się moje problemy ze zdrowiem. Czułam się coraz bardziej osłabiona. Czasami nawet nie wstawałam z łóżka bo nie miałam po prostu na to siły. Nie chciałam martwić Michała i stawiałam się na każdym meczu reprezentacji, który miał miejsce w Polsce. Nie powiedziałam o tym nawet rodzicom. Znając ich od razu zaczęliby panikować, a mama cały czas wybuchałaby płaczem. Kontaktowałam się jedynie z moim lekarzem, który nie powiedział mi tego wprost, ale po jego minie dało się zauważyć, że mój czas się kończy. Miałam robione zaraz więcej badań. Czasami nawet zostawałam na noc w szpitalu. Jadłam dwa razy więcej, często na siłę bo mimowolnie chudłam, a nie chciałam, żeby mama zorientowała się czym to jest spowodowane. Niestety, to nic nie dało dlatego też  zaczęłam coraz rzadziej bywać w domu. Jedynie Michała nie udawało mi się oszukać. Pod koniec sezonu coraz trudniej było mi go wygonić z domu.

Sezon reprezentacyjny dobiegł końca. Nie można był go zaliczyć do udanych, ale ja się cieszyłam jedynie z tego, że mogłam spędzać dnie z Michałem. Czas przed powrotem do klubu spędziliśmy ponownie w Tajlandii, gdzie zrobiliśmy sobie tatuaże. O dziwo, nie musiałam go długo do tego namawiać. Gdy wróciliśmy powtórzyliśmy skok ze spadochronem, a resztę czasu spędziliśmy po prostu w domu, razem. Chciałam uniknąć wizyt u lekarza z Michałem, ale w tej sprawie był nieugięty. Chodził ze mną i w skupieniu słuchał zaleceń doktora. Starał się przekonać mnie i siebie, że trzeba mieć nadzieję. Próbował wierzyć w to, że zdarzy się cud i moje wyniki się polepszą. Jednak jak do tej pory nie było nawet minimalnej poprawy. Widocznie mój organizm zaakceptował nowotwór i pozwalał mu się niszczyć bez jakiejkolwiek obrony. Czułam, że słabnę. Nie mogłam już tego ukrywać. Moi rodzice zorientowali się, że mimo to, że jem jestem coraz chudsza. Michał cały czas szukał klinik, które zajmowały się tego typu nowotworami. Tłumaczyłam mu, że to na nic, ale nie miał zamiaru się poddawać.

- Michaś przecież wiesz, że to nie ma sensu.. - westchnęłam, zasuwając walizkę. Znalazł jedną z klinik w Szwajcarii, która cieszyła się największą liczbą wyleczonych nowotworów.
- Kochanie musimy spróbować. - powiedział, biorąc ode mnie rzeczy i wychodząc z domu. Sprawdziłam, czy wszystko jest wyłączone i zamknęłam drzwi. Jednak nawet we mnie tliła się iskierka nadziei, że może.. może jakimś cudem, uda mi się wyzdrowieć...


                                                                                       ~*~

Rozdział na czas :) Następny już we wtorek! :) Bardzo proszę o komentarze :) Miłego weekendu! :)

7 komentarzy:

  1. ok. skończyłaś tak, że za 5 minut powinien być następny...
    a wszyscy wiemy, że będzie za minimum 5 dni
    i wcale mi się to nie podoba...

    OdpowiedzUsuń
  2. I we mnie tli sie nadzieja, że jednak wszystko zakończy się happy endem;D nie zniosę innego zakończenia:( do następnego!;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ona musi wyzdrowieć...Nie wyobrażam sobie tego inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  4. osobiście jestem strasznie ciekawa co wymyślisz dalej :) do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialne ! Ona musi wyzdrowiec ! Do następnego ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. wow.. musi sie jej udać!

    OdpowiedzUsuń